Cała jesień naraz (wiersze do wyboru)
*** Podściółka na plecach
Szuria i furia. Obie z jesieni.
Szur, a ja w liściach z nosem przy ziemi
wśród bezkręgowców lub protoplastów
wszystkich dla których, miły w dłoń kasztan.
Furia na skrzydłach chce stąd odlecieć.
Smardz albo pociec może nie przeciec.
Z bibuły na niej falują tony.
Czyjeś tam krzywdy i wiatr w miliony.
Jesienią znowu tyle się wniesie:
ziemia na butach, chrząszcze kołnierzem.
Słońce się chyli już przed wieczorem.
Furia zje z szurią jak mysz pod stołem.
*
Im Eumenides patrzy życzliwie.
Zmówi się z nimi, obie wyżywi.
Z igliwiem starszej wyrzut sumienia —
młodej da pogryźć szczyptę kamienia.
Aż im się zerwie cyklon ważności.
Odejdą zimą w poślizg i pościg.
(Może się z czasem znajdą w salonie,
chyba że zgodzi je Tyzyfone).
*** Furia i szuria
Był kiedyś całkiem niedawno
kiosk z krzyżówkami i prasą.
Dziś tylko dają z ogórkiem,
zapakowaną kiełbasą…
I nie ma pana lub pani
do której powiem: dzień dobry.
Wózek pogania przed kasą,
a ja mam kilka tych drobnych.
Jeszcze lecą
z działek
głosy
i na niebie są przeloty.
Pilot kaszle jak w pokazach.
Stąd serwują się sikory.
Jest bezpiecznie, o tym świerszcze
wyłuskują w każdej zwrotce...
No a jutro, będzie jesień.
I ta jesień żyje we mnie.
Nic więc już dla ciebie nie mam.
Kwaśne zjem ciasto pigwowe.
Mogę patrzeć, jak się zmieniasz.
I jak pięknie jest pracować.
W wieczór jeszcze się przechadza
biały kostium z białym szpicem.
I ja o tym opowiadam
i omiatam stąd ulice.
*** Wierszyk na zwykłą starość
Ciepła kołderka na przeziębienie.
Przytulić nóżki. Pobudzić krążenie.
Bądź w misce wody wygrzać je najpierw.
Stopy to podium. Sam wyczyść parter.
Tak od wanienki począwszy po ręcznik
stworzeni jesteśmy, by nie tkwić w nędzy.
Wytworne panie, cóż, gdy dzieci z dala
od wysłużonego przez życie ciała.
Bystrzy panowie, po cóż finezja,
jeśli przeraża ta prosta kwestia.
*** to wszystko mieściło się w tym jednym haiku:
wciąż taka sama
perpetual begonia
zaszczyt sezonu