Koziorożec w zwątpieniu
Leży na różowych chmurach w złoto odziany
Patrzy prostokątną źrenicą na dział lenny
Co to na jego meczenie jest (o zgrozo) zdany
I tak myśli "Jaki sens ma ich kruche życie ?
Te pęknięcie pomiędzy dwiema wiecznościami
Niby wilki wtórują modlitewne wycie
By zjawiły się radości ponad marnościami
Czyżby oto smutek już nie był składnikiem szczęścia
Jednako może światło istnieje bez cienia ?
Myślą że można tknąć nieba bez (do piekła) zejścia
Lecz nie ma zamku co nie byłby z kamienia
Chcą życia wiecznego na co im one ?
Początek gubi sens jeśli nie ma zakończenia
Czy ręce położnej takową krwią splamione
Szukać właśnie będą w swej śmierci ukojenia?
I grzechem żyć i grzechem umierać
Do stagnacji jednej wiecznie przywierać
I życie i śmierć jest godne zwątpienia
Ponad krnąbrnej duszy głośnie marzenia
Lecz kto by się martwił słowami boskiej istoty?
Przecież ona nie zna żywota żadnej sromoty
A czym jest słowo jeśli nie dźwiękiem zalotnym
W swojej nagości zwątpień jednako i psotnym ?"
Koziorożec zamknął oczy i zdał się marzeniu
Że ktoś w swej dobroci zada jego istnieniu
Ranę śmiertelną jakże jemu lubo krwawą
A on zadowoli się z śmiercią zabawą