Ballada brukowa
Ballady dźwięczą nuty.
Jak światła łut na kismet wnieść,
W spuścizny treść zakuty?
Dzielnica marna, szczekał pies,
Śnieg, buty z cholewami,
Przyciemna klatka, schodów brud,
Balangi z kolegami.
Kto mocny w gębie alfa jest,
Gest, bajer, brachu polej.
Zahaczył wzrokiem, ona też,
Tak jakoś imponował.
Oddali sobie, strychu kurz,
A później jeszcze często,
Los, ślepy traf, okrągły brzuch,
Druh, ołtarz, welon, szczęście.
Wybijał zegar różny czas
Na promilowym progu.
Nie zawsze było my i nas,
Nie zawsze szlak ku bogu.
Sahara w krtani, pęka łeb,
W kołysce bachor skrzeczy.
Rzygała jadem, w mordę bił,
Się rozstać – nie do rzeczy.
Funduszy brak, robili skok,
Dorabiał wytrychami.
Gość nakrył ich, rozpoznał wzrok,
Ostrzami zaciachali.
Ach jaki piękny jest ten świat
Na zewnątrz przed kratami,
W zastępstwie inny brynol wziął,
Nie chciała bywać sama.
Szalona ziemia kręci się,
Sen niesie błogi spokój.
Ze szklanic resztki spijał brzdąc,
Leżeli tuż przy boku.
22.01.2024
