PRZYPADEK RZEŹBIARZA FURIATA
Zamyka się w swej pracowni i rzeźbi, ciężko tyrając,
Podczas jego pracy nieraz dłuto pękło lub się zgięło,
A efekt jego prac był marny, wciąż go nie zadowalając,
Powoli w nim frustracja wzbierała – nagle aż go wzdęło,
Zaczął rzucać różnymi rzeczami, gromami rzucając.
Później, gdy już się zmęczył i spojrzał na pobojowisko,
Opadła go nagła słabość, bo pożałował lat pracy,
Wnet zatem za szczotkę złapał i pozamiatał klepisko,
Cały pokój wyczyścił tak, że cały błyszczał na cacy,
Polatał sobie na Mopie, umył zatem zgoła wszystko,
Trudu nie żałował, więc wziął i wyczyścił nawet Graczyk.
Chmurny i ponury, zapatrzył się w daleki widnokół,
Coraz bardziej podenerwowany, bo zbliżał się termin,
Za oknem miasteczko bielało pośród szarych obłoków,
W pracowni rozbity Wincenty Pol leżał w hipertermii,
A na horyzoncie Bieszczady majaczyły w półmroku,
Ostatnia forteca, bastion na starej piastowskiej ziemi.
Warszawa, 15 VI 2022