Cisza i mrok

zasłoniła okno na głucho,
jak kot położyła się na kuchennym stole
i zaczęła rywalizować z mrokiem.
Czekała aż się z nią oswoję.
Daremnie...
Nie drgnęła jej nawet jedna powieka,
nawet rzęsą nie poruszyła.
Wpatrzona w mrok,
czekała cierpliwie na jego ruch.
Mrok nasłuchiwał z niepokojem nadejścia ciszy,
wypatrywał w ciemności jej śladów.
Bał się, że gdy ona pojawi się w domu,
on będzie musiał odejść.
Choć mrok wyostrzył wszystkie zmysły,
nie poczuł, że minął ją w korytarzu.
Cisza niepewnie czuła się w mroku,
drżała leciutko, zawodząc w szczelinach okiennych ram.
Poczułam, że delikatnie ciągnie mnie za rękę,
wskazuje na smugę światła pod drzwiami
i szepcze "wyjdź z mroku,
po tamtej stronie drzwi świat jest kolorowy"
Stałam w miejscu, bojąc się, że tam,
wszystko co mam, zaleje światło.
Nie byłam na to gotowa.
Mrok potrafił dochować tajemnicy,
cisza również.
Czułam się z nimi bezpiecznie.
W świetle byłam skazana tylko na siebie.
Nie umiałam i nie chciałam,
nie miałam dość odwagi by otworzyć drzwi
i spojrzeć światłu w twarz.
Było zimne i surowe.
Zwinęłam się w kłębek i schowałam w kąciku.
Jutro znowu spróbuję.
Jutro poszukam świecy,
posłucham jak pali się knot,
popatrzę w płomień.
Może się uda...