Przeciwciała
Kraków zasypia. Wawelu wieża
utkwiła oczy w rogal na niebie.
Pies szczeka, pewnie wyczuł woń jeża.
Ostatni tramwaj gdzieś się kolebie.
W oknie na piętrze światło nie gaśnie,
choć smacznie chrapią wszyscy za ścianą.
Kasia poetka bezradnie właśnie,
skleić próbuje duszę znękaną.
Beczki niemocy i chmury fiaska,
co ciurkiem płyną basen nie zmieści,
bo chociaż piękna jest jak z obrazka
i ma niespełna wiosen trzydzieści
czuje się smutna, oraz przegrana.
Goni króliczka, jednak po chwili
czar pryska, niczym bańka mydlana,
jakby się wszystkie diabły zmówiły.
Jej koleżanki mogą się chwalić,
nawet Alicja szpetna i ruda,
że z poetami namiętnie spały,
a u niej ciągle bezsens i nuda.
Słuchając zwierzeń zazdrość ją zżera.
Że niby taki czuły i żwawy.
Gdy mówi cudne słowa dobiera
i że zabierze je do Warszawy.
Co one mają czego ja nie mam?
Nos bardziej zgrabny, szczuplejszą nogę?
Choć w krąg poetów liczba uwiera,
jakoś zakochać się w nich nie mogę.
To pewnie jakiś defekt fizyczny,
albo psychiczna jakaś abstrakcja.
Niech lekarz zbada ten stan krytyczny,
może się skończy ma alienacja.
Doktor jej zlecił badań dziesiątki.
No wiecie krew, mocz i coś tam jeszcze.
i mówi - Przykro, gdyż są wyjątki,
a Kaśkę zimne dopadły dreszcze.
Miłość z poetą? Płonne marzenia,
choćby się pani bardzo starała.
Cóż, afekt to jest rodzaj schorzenia,
a pani ma na to przeciwciała.
Wszystko co powie zabrzmi jak siara,
rym częstochowski, błędy średniówki,
a w nocy nawet gdyby się starał
rano usłyszy tylko wymówki.
Lepszy polityk, sprytny lub cwany,
gdyż przy nim zyska się na prezencji.
On zawsze portfel nosi wypchany,
oraz nie zrobi złej konkurencji.