Śnieg, krew i jabłka
rozdzieranej jedynie
przez skrzypienie
zapadającego się śniegu
deptanego przez nasze stopy.
Krzewy i drzewa
zdają się jedynie cieniami
samych siebie.
Nie uświadczysz liści,
które w lecie
wydawały się istotą,
skórą, teraz zdartą.
Ciężko nam utrzymać równowagę.
W końcu śnieg
sięga nam do kostek,
a miejscami do kolan.
Pod nim ukrywają się rzeczy,
całkiem zwyczajne
i te,
których nie umiemy sobie wyobrazić.
W oddali widzimy błysk czerwieni,
to może być krew
zająca zamordowanego przez jastrzębia,
złapanego z zaskoczenia
w połowie skoku
lub ucieczki.
Albo może to jabłka,
które nie spadły z drzew
i teraz wiszą
na wpół zamarznięte,
a na wpół pożarte przez osy.
Będące smętną pamiątką po jesieni,
zupełnie jak ruiny
świadczące o upadłych cywilizacjach.
Z jakiegoś powodu
obawiamy się podejść i sprawdzić.
Coś nas ostrzega,
że wśród drzew czyha na nas
ta czerwień i wilk,
który za nią podąża.