. . .
zamknięty w swojej jaźni
próbuje odkryć powab
z weną się zaprzyjaźnić
choćby na małą chwilę
na jedno oka mgnienie
nad słowem się pochylić
dla weny być natchnieniem
bo każdy pragnie życia
w którym poezja tyje
tym czymś co w nas ukryte
od pięty aż po szyję
.
w mojej głowie stosy płoną
a świat śmieje się jak głupi
i najdroższy laryngolog
równowagi nie przywróci
gardła pełne konwenansów
na monitor ściemę plują
pomniejszając wiary zasób
a ja płonę ziemię czując
udręczoną ludzką miarą
zgrozy niepojętej w słowie
że najdroższy laryngolog
nie odkryje czemu człowiek
niszczy równowagę ziemi
jakby nikt już nie miał po nim
móc oddychać tłem zielonym
prawa do błękitnej toni
.
jeśli cię kiedyś spotkam
tułaczu bezimienny
podzielę się radością
zamkniętą w strofach weny
pani co cię prowadzi
przez krwawej ziemi łono
imienia nie chcąc zdradzić
choćby na stosie spłonąć
miały ostatnie słowa
tych co z imienia znani
jeśli cię kiedyś spotkam
nie dam cię więcej ranić
wygładzę ostrze pióra
puentą z kropkami wielu
nim ziemia spłonie w chmurach
nieznany przyjacielu
.