spowiedź
- nocą miękną sumienia
a gwiazdy spowiedniczki rozgrzeszają księżyc
z nadmiaru spojrzeń i niepokornych myśli -
czytałam cię nocą
jak biblię . człowieczą
natchnieniem mi byłeś i piękną pokutą
lecz zdarłam kolana o niebo za ostro
by móc się pokajać
przed własnych snów duszą
czytałam tak wiernie
jak rzeka co płynie
i zgarnia po drodze
co ląd jej naniesie
a teraz słów nadmiar pozostał jedynie
i wiosna umarła zgładzona przez jesień
fraz liście spadają na kartę zmęczoną
gdy pióro ją szarpie rozpaczy tęsknotą
więzieniem się stało
co było mi domem
i wartość straciła
treść biblii . jak złoto
pokryte platyną zbrodniczych historii
stłamszone niechęcią i wolą przetrwania
bez treści co była jak cud alegorii
jak siła pierwotna ludzkiego kochania
dziś czytać już nie chcę
bo wzrok mam zmęczony
i ręce zmęczone i serce i duszę
więc mówię ci: odejdź bo nie mam już domu
pod niebem rozbitym wspomnieniem się kruszę
.
spójrz jak niebo marszczy czoło
na te chwile byle jakie
w których człowiek traci godność
i umiera tak jak ptaki
co wypadły z gniazda nagle
pogubiły w locie pióra
aby spotkać się ze strachem
który jeszcze w nich nie umarł
nagi szkielet wrasta w ziemię
i historię nową pisze
z nieba lecą krople cierpień
by wyrosnąć w miękką ciszę
tam gdzie bezkres błękitnieje
na nadzieję . na potęgę
ptakom zwraca wolność siebie
by odrodzić się w nas pięknem
gładkim jak bezchmurne niebo
w dzień słonecznie rozświetlony
tam gdzie godność jest potrzebą
drugi człowiek ciepłym domem
.