Niewiersz kolejny
jak konik malowany.
Cały w znaki zapytania
upstrzony.
Błędnymi wskazówkami
jak ciasto rodzynkami
faszerowany.
Gdy tak w labiryncie domysłów
umysł się błąka.
Na myślach cieńszych
od ludzkiego włosa.
Autor jak pająk przędzie opowiastki,
by zmylić trop.
Zakrywa podpowiedzi,
i drzwi tysiące naraz
się otworzą.
Lecz tylko jedne do prawdy wiodą.
I jak te dzieci co w lesie kamyki
lub jak Ariadna co przędzie nić swoją...
Tajemnica wciąż kluczy,
jak zajączek co ucieka,
by dać przyjemność ochotną.
Bo nie w tym rzecz, by odkryć tajemnicę,
lecz cała przygoda jest w tym właśnie,
by się nacieszyć, napocić, naścigać.
Nim się odkryje tajemne przejście,
do miejsca, gdzie prawda słowem zakryta.
Więc kim ja jestem,
i cóż to za wieczna zagadka?
Odpowiedz tu, przede mną!
Jak przed sfinksem! Lub giń!
Powiedz, czym jest twoje życie!
Jeśli (nie)wierszem...