Muślinowa cisza
Po upalnym dniu
wieczór przyniósł ulgę
zmęczonemu ciału.
Wpatrzona w horyzont
usiadłam na rozgrzanej plaży.
Obok – kilku zachwyconych turystów,
jakby zachodzące słońce
malowało im dusze
ostatnim światłem dnia.
Muślinowa cisza spływała łagodnie
szeptem zmierzchu,
bez ciężaru oczekiwań.
Żadnych słów –
bo cóż mogłabym powiedzieć?
Tylko to jedno spojrzenie ,
głębsze niż sens istnienia,
zanurzyło się we mnie,
jak modlitwa bez imienia,
światło bez ciała,
ciało bez ciężaru,
prawda bez wyznania.
Tkliwe, spokojne,
bliskie ciszy przed nocą,
gdy cały świat zamiera
w bezruchu.
Czy jedno spojrzenie
może ogarnąć wieczność?
A ja, lekko zawstydzona,
patrząc w głęboki błękit
morskiej fali
zrozumiałam:
Bóg przychodzi czasem
bez słów,
bez twarzy,
w nagiej obecności
drugiego człowieka.