Gdzieś, między jawą a snem
Zgasła – nie w grobie,
lecz w moim spojrzeniu,
gdzieś między snem
a przebudzeniem.
Nie widać łez,
płoną w milczeniu,
kryję je ciszą
bezimiennych słów,
brzmią echem
pustki i melancholii,
przedwcześnie
utraconych snów.
I nie mów mi:
„To tylko wspomnienia“.
Z każdym ich szeptem
drży serce z tęsknoty.
Ta dłoń – namiętna,
ciepła, ukochana –
usta tak czułe,
już mnie nie zranią…
Przemknęła przez świat,
jak wiatr przez firany.
w bieli niewinnej,
ze światła dotykiem…
Dziś każda chwila
to krzyk, co rozdziera
duszę od ciała.