Świtezianka – remake
Jakiż to chłopak? Z kolczykiem w nosie.
Jakaż to obok dziewczyna?
Brzegiem Świtezi idą po rosie,
Choć już się zmierzchać zaczyna.
Ona mu daje watę cukrową,
A on jej z marychą skręta,
Chyba ma chętkę na to i owo,
Że tak się przy niej pałęta.
Każdą noc prawie od dwóch tygodni
Pod sosną się spotykają:
Młody to znany rugby zawodnik,
Kim jest dziewczyna? – Nie znaju.
Skąd ona? Darmo pytać by kogo.
Nikt jej wyśledzić nie umie.
Przejdzie z chłopakiem pół mili drogą,
A potem znika w drzew szumie.
- Czemu uciekasz? Czy mnie się boisz?
Sama nie boisz się wrócić?
Tu moja fura w pobliżu stoi,
Mógłbym gdzieś ciebie podrzucić.
Mogłabyś także wpaść do mej chaty.
Mam piwa pełną lodówkę,
Mam win z importu zestaw bogaty,
Znajdę też jakąś wałówkę.
A ona to: - Wyluzuj stary
Ja jestem dość staroświecka.
Choć wiem, że szczere twoje zamiary,
Nie chcę przed ślubem mieć dziecka.
Bardzo cię lubię – wiesz dobrze o tym,
Ale jak mnie już zdobędziesz
Nikt mi straconej nie zwróci cnoty,
A ty czy wierny mi będziesz?
Tym podrażniła trochę mołojca,
Lecz jej wybaczył te słowa.
Klął się na głowę swojego ojca
Na BATE – klub z Borysowa.
- Przysiągłeś dzisiaj swojej dziewczynie,
Więc teraz chroń się od zdrady –
Mówi i zaraz w lesie mu ginie,
A chłopak gubi jej ślady.
Powraca wściekły chłopiec do auta
Myśląc – A to ci cholera!
Tyle już ślicznych dziewcząt ja miał. Ta
Wciąż mi się jeszcze opiera.
Idzie samotny, wciąż myśli o niej,
Aż raptem wiatr smutno załka,
Jezioro burzy się. Z jego toni
Wychodzi piękna rusałka.
Figurę lepszą ma niźli Doda –
Nie można takiej nie ulec.
Wychodzi na brzeg, rękę mu poda
I tak się zwraca doń czule:
- Po co żałować gąski, co wabi,
A już po chwili gdzieś ginie?
Chodź do mnie, to się dobrze zabawisz
W moim pałacu w głębinie.
W dzień będziem gonić się po jeziorze
I igrać w słońca promieniach,
A w nocy na dnie, na miękkim łożu
Spełnię najskrytsze marzenia.
Chłopak z rusałką na wodę wchodzi,
Ale go fala nie moczy
I mówi tak jak umie najsłodziej
Patrząc jej w dekolt i w oczy:
- Widziałem ciebie w kibiców tłumie,
Gdym w Rosji grał w Woroneżu,
Lecz nie myślałem nawet, że umiesz
Po wodzie chodzić, jak Jezus.
Biegną po falach, no a w tym biegu
On zebrał jej lilii bukiet,
Lecz nagle dmuchnął wicher od brzegu,
Zerwał rusałce perukę.
Młodzieniec patrzy, oczy zakrywa
I myśli – Jasna cholera,
Toż mnie dziewczyna własna podrywa.
I cóż ja powiem jej teraz?
Nic nie powiedział, bo w tym momencie
Rusałka pysk rozpuściła
- Tyś mi przed chwilą przysięgał święcie,
A już cię inna zwabiła?
A ostrzegałam: pilnuj się zdrady,
Bo kto na wiatr rzuca słowo
Ach biada jemu, za życia biada
I poza deską grobową.
To mówiąc klaszcze w dłonie dziewczyna.
Wnet rozstępują się tonie.
Młody rugbista ginie w głębinach –
W wir wpada, u stóp jej tonie.
Lecz to nie koniec jeszcze ballady.
Przy pełni ujrzysz tam w dali
Ich oświetlone księżycem bladym
Duchy, co chodzą po fali.
Ona palcami fal czubki skubie
On jęczy w pannę wpatrzony...
On był rugbistą w miejscowym klubie,
Lecz nie wie nikt, kim jest ona.
.