Niepotrzebny dar
To zostało. Jeszcze umiem
Czytelniczki czasem zdumieć.
Trafnym słowem gdzieś rzuconym
Porwać w chmury, w lot szalony:
Metaforą śmiałą dotknąć,
Aż się zrobi im wilgotno;
Na Pegaza je zabierać
W galop, który dech zapiera,
Aż krew z twarzy im odpływa.
Umiem z nieba gwiazdy zrywać,
Jak się zrywa kwiaty z łąki
I oprawiać im w pierścionki,
Aby ujrzeć je nad ranem
Tylko w blask gwiazd przyodziane...
Umiem czasem jakiejś pani
Do żywego serce zranić
(Jednak to niezwykła rana:
Chciana i oczekiwana),
A na rany - wiedzą damy
Mam wspaniałe też balsamy.
Po nich zaś emocje gasną,
Panie się uspokajają,
Na pierś głowy mi składają
By bezgrzesznie słodko zasnąć.
Ja w krew wsączam im powoli
Pełno dziwnych alkoholi,
Aby rano wdzięczne, hoże
Jakimś słowem, gestem śmiałym
Ciągle mnie prowokowały.
Po to przecie Bóg je stworzył.
Jeszcze poetyckie siły
Do cna mnie nie opuściły.
Jeszcze umiem, jeszcze umiem
To jak strumyk słodko szumieć,
To wybuchnąć barwną racą...
* * *
Tylko po co? Tylko na co?
Po co ma się spalać człowiek,
By zawrócić damom w głowie?
Żeby budzić w nich nad ranem
Pragnienia nieprzeczuwane?
Po co w chmurach nieprzytomnie
Galopować, kiedy dzisiaj
Do głębokich bardzo wspomnień
Moją męskość czas zapisać?
.