Przechodzona miłość
buty ma całkiem schodzone
podarta na niej kapota
dźwiga na plecach bagaż wspomnień
trudną drogę jej przeznaczono
choć wprawy żadnej nie miała
krzyżyk na czole zrobiono
i poszła wnet tak jak stała
wędrując zgubiła marzenia
o szczęściu niezmąconym
czasem szła głodna spragniona
pod niebem zachmurzonym
bywało uszczknęła radości
jak z pieca wyjętego chleba
wyprostowała obolałe kości
i dalej ruszała bo tak trzeba
maszerowała żwawym krokiem
czasem się snuła jak mdły cień
patrzyła przed siebie jasnym wzrokiem
szła ciemną nocą i szła w dzień
porzuciła dawnych złudzeń czar
na fajerwerki żadne nie czeka
idzie wytrwale nie patrzy na czas
bo droga wciąż przed nią daleka