rozdwojenie jaźni
biegną ścieżką dwie dzieweczki
jedna dziewka modra cała
druga czernią się odziała
dokąd biegną nikt nie zgadnie
i co w duszach mają na dnie
kiedy pędzą tak przed siebie
wers za wersem . dokąd? nie wiem
ale jedno wiem na pewno
że pobiegnę z nimi w ciemno
tam na końca tęczy łono
by w ułudzie światła spłonąć
.
trwać pomimo . na przekór . bez przerwy
gonić myśli spłoszone miernotą
tanich sztuczek i braku rezerwy
na najczystsze z ust boskich słów złoto
cóż innego mi można uczynić
tylko milczeć w prawdziwej podzięce
bo nie wszystko wszak jest moją winą
i pomimo hardości mam serce
jeszcze mogę wytrzymać tę trochę
czasu co jest mi dany na chwilę
nim się stanę niebiańskich snów prochem
i przed stwórcą głowę pochylę
na znak że już nie mam pretensji
za tą wolną wolę . niewolę
której wersy biernej agresji
tak nieziemsko potrafią boleć
.
słów jestem głodna jak żebrak chleba
z wkładką euforii na dni powszednie
by móc w radości pisać poemat
o życiu które bezwiednie biegnie
mijając daty niczym przystanki
wciąż się obleka w szatę nadziei
radosnych westchnień czułej kochanki
która słowami pragnie obdzielić
przestrzeń co ciszą ludzką nabrzmiała
tak niemożliwie do bólu granic
a ja tak długo przecież milczałam
ze słów splatałam wierszy różaniec
by móc rozsypać się niczym puenta
pragnąca zamknąć życia kolebkę
słów jestem głodna niczym przybłęda
której prozaik żaden nie zechce
.