Do W. H. Audena
upadały królestwa i meteoryty,
a ja siedziałem, jak podparty Budda,
wpatrzony w twoje wiersze, nieco
zbyt eleganckie, jak na tę zapyziałą
kawiarnię. Nie miałem za bardzo komu
obwieszczać kolejnego końca świata,
a skupianie uwagi na nogach kelnerki
też w końcu się nudzi. Chowałeś się
za intelektualnymi skrótami, by ukryć
życie pełne zakazanych uścisków.
Tak łatwo ci poszło obwinienie Lutra
za Hitlera, że zwątpiłem w inne
twoje odkrycia. Wiem, wiem, wiersz
ma swoje prawa, i swoją muzykę,
która czasem uwodzi nas jak nimfa,
a sowy od Minerwy przylatują za późno.
Gdy wychodzimy z kawiarni, na stoliku
zawsze zostaje popiół po cywilizacjach,
które może i były niezbyt udane,
ale przynajmniej miały swój koniec,
czego o twoich wierszach nie da się
powiedzieć.