Do Wisławy Szymborskiej o poezji
nie chciałem (mówiąc
Pani słowami) pisać wierszy
o napisanych sarnach,
które biegły przez napisany las.
Nie uśmiechało mi się
zastawianie na sarny
papierowych wnyków
w postaci metafor
przy każdym zagajniku.
Stąd więc moje
poetyckie zdobycze,
jeśli o sarny idzie,
są raczej ubogie.
Ot, poświst powietrza
i rozbujane gałęzie
po czmychnięciu cienia
na bystrych racicach.
Może jeszcze wspomnę,
jak raz z drżeniem
dotknąłem delikatnie
sarniego grzbietu,
ale nie liczę tego,
bo sarna była
oswojona.