Shalimar
Samo słowo wibrowało na języku jak melodia sitaru, obiecując rozkosz i tajemnicę. Dla Izabel i Davida, Shalimar nie było tylko nazwą miejsca, lecz ucieleśnieniem ich pożądania – wymarzoną oazą gdzie czas zatrzymywał swój bieg, a rzeczywistość mieszała się z marzeniami. Nie była to świątynia z kamienia i cegły, lecz stworzona z pragnienia, zbudowana z szeptów i pocałunków, z tkaniny ich wspólnych chwil.
Izabel, o skórze delikatnej jak skrzydła motyla i włosach ciemnych jak noc, pamiętała pierwszy raz, gdy tam dotarli. Był to wieczór przesycony zapachem jaśminu i kwiatów pomarańczy, a księżyc malował srebrzyste refleksy na wodzie spokojnego jeziora. David, o oczach w kolorze szmaragdu i uśmiechu, który roztapiał lód w jej sercu, prowadził ją przez gęsty las, gdzie światło gwiazd przebijało się przez liście, tworząc magiczną scenerię. Shalimar objawiło się im nagle, jak wizja z bajki – altana z białego marmuru, otoczona bujną roślinnością, z fontanną szemrzącą melodię ich pragnień.
Klepsydra zatrzymała się, a czas tracił na znaczeniu. Dni spędzone tam były wiecznością, wypełnioną pocałunkami, które smakowały jak nektar bogów, i dotykiem, który rozpalał ich dusze. Izabel uwielbiała oplatać Davida swoimi ramionami, czując bicie jego serca pod swoją dłonią, podczas gdy on szeptał jej imię, jak najświętszą mantrę. Ich ciała splatały się w harmonijnym tańcu, a ich miłość kwitła jak najpiękniejszy kwiat lotosu.
Odpływała, jak David, w blasku księżyca, rozplatał jej włosy, każdy dotyk jego palców był obietnicą, szeptem namiętności. Pamiętała smak jego ust na szyi, lekki, niemal niewidoczny, ale pozostawiający ślad ognia na jej skórze. Pamiętała, jak śmiech mieszał się z westchnieniami, a ich ciała splatały się tworząc jedność, która była silniejsza niż jakiekolwiek słowa.
Shalimar nie było tylko miejscem fizycznym. Była to przestrzeń, w której ich dusze mogły się spotkać, gdzie mogli być sobą, bez masek, bez obaw. Była to świątynia ich intymności, miejsce gdzie wszystko mogło rozkwitnąć w pełni swojej chwały, w całej swojej delikatnej, a zarazem namiętnej, piękności. Ich Shalimar było dla nich najpiękniejszym i najświętszym miejscem na ziemi. Miejscem, do którego zawsze mogli powrócić, by odnaleźć spokój i namiętność, która łączyła ich na zawsze. To ostoja gdzie szelest wiatru przez bambusowe gaje szeptał ich imiona, niosąc echo pożądania...
~ Pióro Amora ~
© MCMXCII
Fragment opowiadania bez kody.
*Shalimar, ogrody w stylu perskim, w sanskrycie oznacza ‘Świątynia Miłości’.