W satynie zatracony
Spadam z chmury,
wprost do gniazda Twoich tajemnic.
Dobrze mi było tam u góry,
wśród modlitw - ludzkich męczennic.
Tutaj korytarzami niedomówień błądzę.
Drzwi otwieram, każde inne, nieznajome.
Jedna komnata otwarta- to ja, tak sądzę.
To co tam widzę jest niedorzeczne, szalone.
Na wielkim łożu otoczonym lustrami,
dziesięć dziwek się wije między nami.
Ja śpię tak ufna, bez żadnego przymusu,
na pościeli satynowej, w kolorze turkusu.
Wszystkie oddają Ci siebie i swoje pieniądze.
Znają doskonale zachłanne życia żądze.
Po kolei Twoje potrzeby zaspokajają.
One mi Ciebie kradną, jęcząc zabierają.
Prostuję skrzydła, moje serce do drogi się zbiera.
Opuszczam gniazdo, z zapłakaną wiarą szybuję ku górze.
Za sobą błagalną modlitwę słyszę- duszę mi rozdziera.
Już nie jestem szczęśliwa siedząc na satynowo-turkusowej chmurze...