vis-a-vis
aby móc usłyszeć
własne myśli
gdy modlę się
o poranny deszcz
pragnę bliskości
twojego słońca
w każdej ciszy
najgłośniej słychać
milczenie
z bocznej kieszeni
wyciągam klucz
do zamka moich drzwi
mówię przyjdź
a ona nie nadchodzi
los widzi wszystko
nie każdy kto mówi
'jestem przy tobie'
zostanie gdy
całość runie
wierzyłem w to
jak dziecko wierzy w bajki
pod krzyżem leży krzyk
spod płaszcza uwalnia
gorzkie nuty łez
w plecach tępy nóż
wyznacza granice miłości
jest jak rana, która udaje
że się goi a potem wystarczy
zapach pościeli, piosenka
i znowu cieknie krew
na niebie błysk meteorów
dogasa wspomnieniami
wyblakłymi jak stare plakaty
wiszące na ścianie
albo winylowe płyty
poukładane w szafce
skręconej z palet
nie ma nas, to był sen
zapada mrok
skończył się dzień
bez pamięci czas
liczy płatki róż
w tym pośpiechu
do wolności
już ostatni raz
kiedy stałem tak
twarzą w twarz
z przerażeniem
spoglądając
vis-a-vis