życie to walka
krzyk nie ma głosu
tam rodzi się ogień
bez dymu, bez losu
nie widać ran
a jednak coś krwawi
ból, nieprzyjaciel
w ciszę się bawi
noc, sen wykrada
błądzi po ścianie
przy stole zasiada
niepożądanie
nigdy nie pyta
czy może zostać
tylko się wżera
jak myśl beztroska
ja zawsze wstaję
choć drżą mi kolana
w oczach mam burzę
lecz przetrwam do rana
każde westchnienie
to pył i kurz
serce mi mówi:
„idź, choćby już”
a ja nie szukam
chluby ni braw
to walka z sobą
co w środku trwa
jej głośny oddech
to mój cichy bunt
każdy krok, ziarnem
rzuconym na grunt
bo kiedy ból
wyłania się z mroku
spoglądam mu w oczy
nie mrużąc wzroku
a ten kto upadnie
wiem, że na pewno
powstanie z ziemi
i pójdzie ze mną!
więc idę, powoli,
przez chłód i mgłę
tam każdy dzień
wciąż rani mnie
nie szukam litości
nie błagam nieba
siła jest zawsze
gdzie słabość
dojrzewa
więc jeśli pytasz
co znaczy walka
to jakby duszy
pęknięta szklanka
w bólu się rodzi
coś bez imienia
odwaga, która
nie zna sumienia
siła bez krzyku
bez wielkich gestów
to serce bijące
w rytmie protestu
nie przeciw światu
lecz w jego środku
gdy dzień się zaczyna
od pierwszego kroku
to wtedy walczymy
choć nie ma szumu
a każdy ranek
wita bez tłumu
i kiedy przyjdzie
dzień bez cierpienia
może nie pełny
lecz pełen znaczenia
każde „wytrwałem”
i każde „mimo”
to pieśń zwycięstwa
śpiewana zimą
bo życie, to walka
przystanek dla duszy
zaufaj mi proszę
jak nie chcesz
nie musisz…