Młodzi poeci nad jeziorem
w ubiegłym wieku,
po zakończonym "Turnieju
jednego wiersza" siedzieliśmy
całą noc przy ognisku,
nad parującym jeziorem.
Nie piliśmy. Gadaliśmy i paliliśmy,
aż zaczął wstawać dzień.
Wtedy jeden z nas wziął
w dłonie megafon, który został
nam po pewnym happeningu,
skierował w kierunku jeziora
i zaczął czytać swoje wiersze.
Słowa posłusznie popłynęły
nad wodą , omijając chmury
porannej mgły. Słuchaliśmy, a
kartki z przeczytanymi wierszami
opadały na trawę , jak martwe ptaki.
Elektryczny głos megafonu
wysyłający młodzieńcze wiersze
w zamglone jezioro o świcie,
był tak niezwykły, że wszyscy
siedzieliśmy jak skamieniali.
„Megafonowy poeta”- ktoś rzucił.
Nikt się nie uśmiechnął.
Dzień wstał, mgła opadła,
razem z wierszami.