* (wdrapuję się po schodach...)
wdrapuję się po schodach
pierwszy
dźwiga mój plecak
z nogami i rękami
pełnymi pragnień
bagaż doświadczeń
kochanków
o zrogowaciałych plecach
dłoniach
upakowanych w rozmaite kieszonki
na suwak
słowa zawinięte w białe serwetki
jak prowiant z cykutą na drogę
drugi
skrzypi pod ciężarem
ale prowadzi na trzeci
który ugina się
czwarty stęka
daje radę
znosi narzucony bagaż
na piątym
ugięły mi się kolana
i jemu też
wyżej
na dach
wśród anten rozczapierzonych
jak kolce
i zimowe sople
kruche przy dotknięciu
stoję
wiatr popycha mnie
rozpruwa plecak
frunę
z całą zawartością
na parter
i posadzkę
posmarowaną klejem
która z moich wnętrzności
tworzy kolaż
jak Andy Warhol
sztukę współczesną
a Roy Lichtenstein
komiksową plamę