* (wiatr...)
wiatr
drzewa mieszają się
z niebem
jak zielone kołdry z naszymi błękitnymi
oczami
twoimi turkusowymi cieniami
na powiekach
moimi cieniami na skroniach
policzkach wargach zagryzionych
przez zęby jak psy
przez psy
ścian poręczy łóżek parapetów łokci
twoja czerwona szminka
zalała pościel
tarzamy się w naszej śmiertelnej
cielesności
włosy które wyrosły ponad nami
jak elektryczność
tylko one są dzisiaj dumne
i opierają się
jak dym z naszych papierosów
które palą się same
bo my też się
palimy
wiatr nas pali
Bóg nas nie rozróżnia
takie to wszystko jest pomieszane
pomieszaliśmy się ze sobą
bez słów
staliśmy się deszczem liści
gałęzi
w ekstazie tego pochmurnego
okropnego dnia