Panteizm
nasze pachnące ołtarze
z zielonych listków
i wzorzystych galaktyk,
zasłaniając ukryte z tyłu podpórki
ze szkieletów martwych istot,
trupów chybionych mutacji
i odpadów z zużytych
wszechświatów.
Na przekór
patriarchalnym bóstwom,
śpiewaliśmy hymny pochwalne
nowej bogini bez twarzy,
pochylonej
w pobożnych mamrotaniach
nad zwojem kosmicznych znaków,
wierząc, że to ona
jest od ich rozumienia
i wykładu.
Nasze świątynie
były wprawdzie zimne
i puste,
ale za to wiekuiście oświetlone
kosmicznymi girlandami słońc
i kwazarów,
mogliśmy więc widzieć nasze dłonie
uniesione w uwielbieniu
ku gwiazdom
składanym w ofierze
kosmicznym siłom.
Stojąc na spalonej Ziemi,
wciąż śpiewaliśmy pieśni
Kosmosowi,
wierząc, że przetrwamy
chociażby jako zapach po wybuchu
ostatniego czarnego karła*
albo jako matematyczny wzór
na nowy wszechświat.