Jesienny koktail
snuję się nad gnijącym złotem
jeszcze wczoraj
żywe i lśniące
dumne niezależnością
zbratane z wiatrem
dziś w szarudze i błocie
Rubinowy oczar
splótł się z bukami
i w słońcu rażą oczy kolorami
do pierwszej jesiennej wichury
potem będą stały harde
wobec bezsilnych
już podmuchów
Szronem powitam poranki
o zaspanych oczach
by dotrwać
do pierwszego promienia
przezierającego
spod grubego koca
szarych chmur
Jesień znów reanimuje mnie
słodko kwaśnym oddechem
lubczyk zmieszany
z goryczą piołunu
plącze myśli w głowie
i zapowiada
nieubłagany koniec