pierwszy letni śnieg
granice
w kilku miejscach przecierane
karby pełnych zwątpienia poruszeń
noc która zamiast gwiazd
roni okruchy ze stołu Boga
odkąd przestałam marzyć
o losie wybitnego pustelnika
dogoniłam wieczność żeby nasyciła
pierwszym letnim śniegiem
pod okryciem powieki
ukrywa się łza
zielona i pojedyncza
jak milczenie
jak ból za który nikt nikogo nie obwinia
nie sposób oskarżyć świat
o jeszcze jedną niedoskonałą wiosnę
o godne poszanowania lato
o tętniące nadzieją źdźbło
otarła się tęsknota za czasem
którego nigdy nikt mi nie zwróci