ZMORY KOBIECEJ TOŻSAMOŚCI
lustra krzyczą, gdy przechodzi
między płciami, zamrożonymi
w betonie społecznych formuł
jej dłonie – śrubokręty, mocują rzeczywistość
a piersi, jak zbroje, chronią serce
walczące w rytm maszyny —
pompującej życie, nie pytając o zgodę
porusza się z gracją buldożera
łamiąc stereotypy jak cienkie gałęzie
pod ciężarem niechcianego owocu
czy musi rodzić, by być matką, by być kobietą?
jej głos to grzmot, który nie prosi o ciszę
lecz o echo — odbite od ścian twierdzy
zamieszkanej przez cienie męskości
gdy mówi, słychać szum starych drzew
wyrwanych z korzeniami przez wicher zmian
w jej żyłach nie płynie tęsknota
za ustalonymi granicami
jej biologia to nie przypis
to manifest – oderwany od chromosomów
wypisany na skórze, która nie zna nijakiego rodzaju
ona nie tonie w morzu definicji
ona jest falą, rozbijającą stereotypy
o skały rzeczywistości
to nie powab, to burza
to nie wdzięk, to rewolucja
to nie uroda, to walka
męska kobieta
nie kobieta męskiego rodzaju —
ale forma kompletna
samowystarczalna, samodefiniująca
która nie pyta, czy może —
ona po prostu jest