Zwierzyniec
Oj działo się ostatnio w jednym wielkim lesie,
że po wszystkich powiatach już się wieść ta niesie.
Podobno lis ze skunksem coś tam gotowali
i całą chemiczną miksturę na siebie wylali.
Smród przy tym incydencie był taki ogromny
że nawet sam skunks śmierdziel upadł nieprzytomny.
Rozchorowały się potem i inne zwierzaki,
Rzekomo tę chorobę przenosiły ptaki.
Lew powiedział stanowczo - w całej tej zabawie
zamknie się chorych w norach i będzie po sprawie.
Jak powiedział tak zrobił, nikogo nie oszczędził
Las swój odizolował i fetor przepędził.
Niestety smród z tego lasu był mocny na tyle
że przeniósł się do ościennych i to już za chwilę.
U jednych mocniej nieco, u innych słabiutko,
ale swąd wyczuwalny był wszędzie równiutko.
W końcu dotarł także do lasu naszego
i niestety nie wynikło z tego nic dobrego.
Jakoś trzeba przecież smrodowi przeszkodzić.
Kazał więc lew zwierzętom z dziupli nie wychodzić
dopóki nie wymyślą czegoś wraz z niedźwiedziem,
żabą, mądrą sową, bocianem i śledziem,
którzy w owym czasie w rządzie zasiadali
i w trudnych sytuacjach zawsze się zbierali.
Siedzieli, radzili, w końcu wymyślili,
że niebawem, wszyscy będą się szczepili,
a na razie dla bezpieczeństwa swego i rodziny
mają przyjmować codziennie własne wymiociny.
Wybrano też premiera i ministra wojny
choć na razie zwierzyniec wydawał się spokojny.
Po to by zaraza dalej się nie niosła
na ministra zdrowia wyznaczono osła.
O zdrowiu on nie miał pojęcia żadnego,
ale nie było niestety nikogo innego,
kto byłby równocześnie uparty i głupi,
a jak już będą szczepionki pewno je kupi,
bo ponoć ekonomiczne nauki pobierał.
Ministrem od wojny był niedźwiedź, generał,
w którego łbie również myśl się nie zapali,
ale za to był silny i wszyscy się go bali.
Wybrano też premiera, została nim żaba,
bo miała poparcie osła oraz kraba.
W tym całym wybieraniu tak się zapomnieli,
że o powodzie zebrania, to sobie przypomnieli
dopiero jak ktoś bąka puścił osłowi pod nosem,
a ten się wypowiedział swoim miękkim głosem
- coś tu nie ładnie pachnie, czyż to nie epidemia?
- czas kończyć dziś zebranie, bo w lesie się ściemnia.
Powiedział niedźwiedź groźnie i pobiegł gdzieś w knieje
- sprawdź czy siedzą w dziuplach, czy nic się nie dzieje!
Krzyknęła za nim żaba i poszła do siebie.
I tak las nasz stanął w ogromnej potrzebie,
bo zaczął się trudny okres zwierzęcej populacji,
a na pewno skończyły się czasy demokracji.
Część II
Już nazajutrz zwierzęta znowu się zebrały,
by walczyć ze smrodem, który był nie mały.
W życie więc wprowadzono, choć bez przemyślenia,
różne, czasem idiotyczne, leśne zarządzenia.
Co prawda trup zwierzęcy nie ścielił się gęsto,
lecz konferencje żaby pokazywano często.
Po to by w zwierzętach strach wzniecić ogromny.
„Tu patrzcie martwa norka! Tam lis nieprzytomny!
Musicie siedzieć w dziuplach by smrodu nie wąchać,
nawzajem się nie dotykać, po lesie się nie błąkać!”
Skrzeczała żaba przez radio, a osioł wtórował,
swoim spokojnym głosikiem, by nikt nie protestował.
Raporty były pisane poranka każdego,
ileż to zwierząt zdechło ze smrodu strasznego.
Las podzielono na strefy różnokolorowe.
I tak zając na przykład, już zachodził w głowę,
jak kicać ma swobodnie po strefie zielonej,
żeby nie przekroczyć granicy czerwonej.
Uchwała o kolorach nie była doskonała,
bo większość mieszkańców lasu ich nie rozróżniała.
Chyba najbardziej głupie, było zarządzenie,
które nakazywało zwierzakom noszenie
czegoś co zasłaniałoby pyski oraz ryje,
choć trudno znaleźć maskę, która dziób przykryje.
Zwłaszcza u czapli siwej, czy też u bociana.
Problemy mieli rządzący już od samego rana.
Wybrała więc żaba najlepszych fachowców,
wspaniałych specjalistów, samych naukowców.
I radę utworzyła doradców premiera,
a w radzie zasiedli szczur, ślimak i hiena.
Szczur był niegdyś lekarzem od zwierzęcych rodzin,
chociaż niewiele przy tym przepracowanych godzin.
Ślimak zaś, profesorem był wirusologii,
choć gubił się często w swej ideologii.
Raz mówił że śmierdziało zawsze i wszyscy z tym żyli,
później inaczej twierdził, bo mu zapłacili.
Hiena również od farmatołów brała swe wypłaty,
bo za wykwintną norę musiała spłacać raty.
Niedźwiedź antysmrodową policję sformował.
Sforę psów w niej zatrudnił i zadeklarował,
że ktokolwiek od tej pory ryja nie zasłoni
tego psy zeżrą żywcem, a on je pogoni.
W ten sposób w zwierzyńcu nastała tyrania,
a życie zwierzaków nie do wytrzymania.
Część III może ostatnia
Smród w naszym lesie już dawno ustąpił,
a mądrość rządzących nikt teraz nie wątpił.
Jak mają się zachowywać zwierzęta wiedziały
i do wszystkich obostrzeń się dostosowały.
Zwłaszcza, że psy gryzły okropnie niesfornych,
wychodzących na zewnątrz, rządowi opornych.
Wreszcie osioł oznajmił coś pozytywnego
- Szczepionki już dotarły do lasu naszego.
Przyjęcie zastrzyku będzie dobrowolne,
ale jak ktoś go nie weźmie, uznam za frywolne
i nieodpowiedzialne, wręcz podłe zachowanie...
- Jeśli ktoś nie chce szczepionki i tak ją dostanie-
skwitował niedźwiedź krótko – trzeba z nimi twardo,
jak im popuścimy, nas wezmą za gardło.-
A tego przecież rządzący nie chcieli.
Posłuchali więc misia i za mordy wzięli
tych co wstrzyknąć nie chcieli nieznanej substancji.
Inni szczepionkę przyjęli, bo bali się sankcji.
Jeszcze inni uwierzyli w propagandę osła,
że zaraza po lesie naprawdę się rozniosła.
W ten sposób zwierzęta skończyły pandemię.
Jeżeli coś się zmieni , ja to uzupełnię.