moje podróże w noc
znikam na krócej
lub dłużej
takie małe delegacje
z życia wyrwany czas
jak zepsuty ząb
chwytany mocno szczypcami
by nie uwolnił się
od przeznaczenia
osaczony
jak zwierz w ostoi
przez nagonkę
pozornie bez wyjścia
już mnie widzicie na muszkach
swoich sztucerów
w otwartym polu tuż przed wami
lecz nie przewidzieliście mgły
w którą potrafię się zamienić
by stać się kuloodpornym
rozpływam się nad wami
pośród was
nikt mnie nie dotknie
nikt nie złapie
płynę wolny bezszelestnie
z uśmiechem na twarzy niewidzialnej
płynę w noc kolejną
bezimienną
płynę nad potokiem życia
od źródła do ujścia
by zmierzyć się w końcu
z bezkresem oceanu
by wolność poczuć
nieskończoną