Sen o Dobczycach
tysiącem świateł w toni odbitych.
Niebo ożyło nieziemskim drżeniem,
gwiazd w galaktycznych przestrzeniach skrytych.
A księżyc wzywał morza blaskami;
oświetlał drogę wprost do jeziora,
przyciągał oczy, swym czarem mamił.
W ciszy nadeszła magiczna pora...
Wabiły graniem swych skrzypiec świerszcze,
rosa na trawie i mowa lasu,
wietrzyk wiodący w tany hulaszcze
i ton na strunach dźwięcznego czasu.
W światłach pośrodku toni srebrzystej,
tańczyły wdzięcznie panny z jeziora.
Sukienki tkane z nici przejrzystej,
nuciły pieśni, wspomnień to pora...
Śpiewały tęsknie o dawnych dziejach;
wracały słowem do czasów Mieszka,
kiedy nad Rabą, w pierwotnych kniejach,
Kasztelan Dobek w grodzie zamieszkał.
Mijały wieki - na wzniosłym wzgórzu,
Nad stromym zboczem zamek szarzeje.
Łokietek skrył się w dziejowej burzy,
Kazimierz Wielki nadał przywileje.
Dobczyce strzegły węgierskich szlaków;
w pobliżu kupcy, możni jeździli.
Ruiny może też pamiętają,
Jak Amadeje traktem przybyli...
Bajkowa woda - świateł odbicia
znikają w świetle i w perłach rosy...
A zamek czuwa nad sennym miastem,
pomny zdarzeń niejednej nocy.