Upiorny Twist
Zejście w dół -
schody wiją się jak śliskie węże,
każdy stopień sapie bluesem,
lampka mruga jak powieka starego boga dymu.
Bam !
Gramofon w głowie startuje,
perkusja serca wali w beton,
cygaro w ustach żarzy się jak piec w hucie,
dym wije się jak czarny anioł z pękniętego winylu,
a ja - w koszuli z taniego snu -
wskakuję w rytm,
w ten upiorny Twist,
jakby świat był jednym długim saksofonem,
który krzyczy:
tańcz, chłopie, bo zgnije ci dusza !
Słoiki z grzybami patrzą,
zszokowane, zahipnotyzowane,
ich marynowane oczy drgają od basu,
sok z prawdziwków bulgocze jak stary James Brown.
Kręcę się !
Biodra w ogniu, pięty w dymie,
kosmos drży od mojego solo.
Czuję, jak piwnica zamienia się w klub,
światło żarówki pulsuje jak stroboskop z piekła,
farba na ścianach tańczy jak płynny neon z lat sześćdziesiątych,
a ściany robią "ooo yeah" pod nosem.
Zegar na górze gubi sekundy,
pająk na suficie kiwa się jak DJ na sterydach,
i w tym jednym momencie,
kiedy wypuszczam kłęby dymu,
czuję, że jestem wszystkim:
Elvisem po zmartwychwstaniu,
duchem benzyny,
głosem betonu,
wirującym ogniem w słoiku po ogórkach.
Twistuję dalej,
aż buty topnieją od rytmu,
aż serce się śmieje,
aż grzyby zaczynają bić brawo wieczkami.
I nagle czuję, jak czas się rozszczelnia - jakby cały wszechświat zrobił backspin,
planety kręcą się w rytmie mojego biodra,
a gwiazdy pękają jak lampy w piwnicy
po ostatnim akordzie.
A potem - klik.
Cisza.
Tylko mój oddech tańczy jeszcze chwilę,
niewidzialny, spocony,
jak ostatni akord z pękniętej płyty.
zatańczysz ze mną ?
