Taka sobie improwizacja
Samotność – cóż po ludziach? Wszak jesteśmy sami –
Ja i Bóg. I nikt więcej na klifie w Orłowie.
No może jakieś diabły, jacyś aniołowie
Snują się między morzem dzikim, a gwiazdami.
Ja z gwiazd dobywam tony niebiańskiej muzyki,
Co raz rośnie w potęgę, to znów się oddala,
Tysiące uczuć budzi i płynie po falach...
Jak Konrad gram na kręgach gwiezdnej harmoniki.
Wstrzymałem gwiazd muzykę i teraz sam śpiewam.
Wtóruje mi jedynie przeciągły wiatr w drzewach,
Wtórują mi jedynie wściekłe morza fale...
Pieśń ma do nieba płynie, albo jeszcze dalej.
Pieśń ma gwiazdy wstrzymuje i pobudza ducha.
Pieśń leci ku niebiosom, lecz wprzódy na ziemi
Wszelką podłość i małość ze szczętem wypleni.
Bóg się z nieba wychylił i pieśni mej słucha.
Więc wołam: Daj mi moc swą, bym te ziemskie płazy,
Te typy z podejrzanej i wstrętnej ferajny,
Kombinatorów drobnych i posłów sprzedajnych
Przemienił. By się stali jak Twoje obrazy,
Bym wydobył im z piersi złote iskry Twoje
I posłał ich ku górze w dziedziny aniołów,
Lub w piekło gdzieś do głębi, do samego dołu
Na zmagania z duchami, na wielkie podboje.
Daj mi moc, bym do wszystkich Twoich Panie włości
Zaniósł ogień, co ducha w wątpiących obudzi,
By w aniołów przerobić szarych, smutnych ludzi,
Żeby moc im wlać w serca. Wielką moc miłości.
Milczysz? Czy masz jeszcze siłę?
Już i wiatr uspokoiłeś,
Już i uciszyłeś morze
I tylko gwiazdy jeszcze patrzą na mnie, Boże;
Tylko gwiazdy pytają swym niepewnym lśnieniem,
Czy się nie boję i w czym widzę ocalenie.
Lecz ja stoję przed Tobą, lecz ja się nie trwożę...
* * *
Oj, chyba zjem Snickersa, bo strasznie gwiazdorzę.
.