Kiedy ucichnie wrzawa
z galerii odejdą tłumy,
pomiędzy tonami towarów
ludzie wywiozą rozumy.
Będą myć okna, podłogi
pakować chińskie wytwory,
gotować, piec, smażyć, prażyć
i pokazywać humory.
Jeszcze lampkami obwieszą
drzewa i domy, i płoty
by przed samymi świętami
nie widzieć końca roboty.
A potem zgorzkniali siądą
z krzywym, fałszywym uśmiechem,
będą się dzielić opłatkiem
jak co dzień dzielą się grzechem.
Bo zasadniczo nie wiedzą
co to za święta, dlaczego
po nich moralny kac męczy
nie rozumieją niczego.
Kiedy już ciała napasą
napiją wina i wódki
wtedy najchętniej niejeden
wyrzuci innym swe smutki.
Obwini, bywa osądzi
i z pasją innych obgada
z lubością wszystkim wyjaśni
co można co nie wypada.
I wciąż nie ma miejsca dla Boga
w przepychu, bogactwie, próżności,
nie znajdzie On skrawka dla siebie
gdy w sercach nie będzie miłości.
W tej kwestii się nic nie zmieniło
dopóki tak trwa to kochani,
wigilia i życie bez Boga
to przedstawienie do bani!