ciemność jasnego poranka 2025.02.25
poprzeplatana nierozwiązanymi
problemami zawieszonymi
w pajęczynach nieprzebranych
nikt już nie wie kiedy i przez jakie
pająki utkane zawzięcie
oplatają szczelnie duszę zagubioną
w dniach nigdy nie obudzonych
w nocach nie zaczętych zachodem
słońca czarnego
nierozpalonego
księżyc zaspał i nie przyszedł
nie spojrzał zaciekawiony
przez życia zasłony
nie zaświecił nocą lekko pobudzony
słowa nie powiedział
zawinął się w kołdrę gwiazdami utkaną
patrzę z padołu nicości
w przestrzeń nieskończoną i nieopisaną
zamiatam po sobie szare zakamarki
by śladu żadnego nie zostawić
zapachu i kurzu z marzeń niespełnionych
świat nie jest kolorowy
nie uśmiecha się radośnie
kopie bez litości i bez pytania
nie rozważa za i przeciw
win nie rozgrzesza
nie całuje do snu i nie budzi o poranku
nie ma wczoraj i dzisiaj
nie ma tu i teraz
i pojutrza nie będzie
bo przedwczoraj nie przyszło
gdzieś drogę zgubiło
do teraz i tu
do tego i tam
gdzie jestem wciąż sam