Gdzie
utworem tym, nie do końca może
tak wyniosłym i radosnym jak to się przy tej okazji przyjęło,
po mojemu Wesołych Świąt życzę.
Gdzie zamiast śniegu znów deszcz chlapie,
gdzie twarze szare, zaciśnięte,
gdzie znów ofiarę złożą karpie,
gdzie będzie jedno wielkie żarcie,
bo znów się narodziło Dziecię.
Gdzie, gdyby anioł w bloki zstąpił,
pewnie by go na buty wzięli,
bo homoś — nosi długie włosy,
do tego obcy, nie z dzielonki —
stuprocentowy oklep ciężki.
Gdzie w cichą noc ulice charczą
psów ujadaniem, które ściga
wrzaski świętoszków, co znów szklanką
pili pasterkę gdzieś pod wiatą
i poszli w miasto — hej, Gloryja!
Tam, gdzie rodzina, lata młode,
a w grobach drzemią kości bliskich,
gdzie mój Gałczyński, i gdzie Szopen
serce zostawił jak ja moje,
kieruję o tej porze myśli.