Lód
płynąc przez serce, raził jak prąd.
Wszędzie dokoła popiół i swąd.
Wciąż nie mam siły, by uciec stąd.
W płucach powietrza panował głód.
Ukrop w przełyku żebrał o cud.
Zimno i woda - mleko i miód.
Wtedy zaczęłam połykać lód.
Ciężaru lodu spadł na mnie sąd,
który łykałam przez żaru wzgląd.
Ściąga mnie na dół, z góry na ląd.
Spadam już długo, choć Bóg wie skąd.
Martwe me serce przechował chłód.
Ma dźwigać pustkę, wagę swych szkód.
Czy lodem zmyję piekielny brud?
To ciężar zbrodni i kłamstw jest trud.