Jaskinia z kości
echo odbija się gdzieś pragnieniami.
Bram niedomkniętych słychać zgrzyt
a licho zawodzi za wspomnieniami.
Tu mrok połyka dotyk promyka
z głosem wydartym gardłu słowika.
Otchłań pojętność oka ogarnia
by ziąbem do głębi gnębić i zgarniać.
Wnet nicość, pełność, cienie i ciemność
wypełnią całą ciemni pojemność.
Czaszka ukrywa czarne przed życiem.
Skrywa czerepu czerń swym okryciem.
Szeleszczą myśli, cień, cisza wroga.
Brnę, szepczę brednie, dół drąży droga.
Stanąłem, gdy dno dosięgnęło mnie,
blaskiem posyłając sygnały wstecz.
Co głębia wchłonie, gęba wyzionie.
Przeleci przez przestrzeń, jeśli jest pusta.
Lecz jeśli wicher lub w skale tonie,
to myśli wyciszy bądź zaszyje usta.