Żmija
By odnaleźć siebie, muszę znać odpowiedź.
Czy się znajdę w Niebie, zatem blisko Ciebie,
lub zatonę w ogień, jak głęboko – nie wiem.
Zabiłam nam kogoś. Kogoś kochanego.
Co zabawne z tego, nic nie widzę złego.
Była moją siostrą, drugim moim życiem,
pod moją opieką, drugim mym obliczem.
Dbałam o nią bardzo– inni także dbali.
Chciałam by kochała, inni ją kochali.
Jednak wciąż się biła jadowita cała.
Słodka mała żmija w usta całowała.
Raz mnie myśl ukąsi, gdy patrzyłam na to,
kiedy znowu pełza, poddając się batom,
jak swój łeb podnosi, jak się podle wije...
,,Sama o to prosi – pójdę ją zabiję”.
Wzięłam co pod ręką, padło na żubrówkę.
Robiąc zamach prędko rozpłatałam główkę.
Szkła odłamki prysły, wbiły nam się w skórę.
Tak straciłam zmysły, w czaszce robiąc dziurę.
Ja wierzyłam wtedy, że ją ratowałam.
Nie widziałam jeszcze, co nawyprawiałam.
Odmawiałam sobie, że się bałam małej
i ona się bała - innych i mnie samej.
Nie wiem czy to dobrze, że jej z nami nie ma.
Czasem w uchu słyszę jej syk jakby z Nieba.
Zbrodni nie żałuję, cieszę się wolnością,
ale pożegnałam się z moją przeszłością.
A w mojej łazience, lustro popękane.
Szkło jest na podłodze, wciąż nieposprzątane.
Raz ubiłam żmiję, nie chcę znów tam spojrzeć.
Nawet kiedy piję trudno mi ją dojrzeć.
Pytam się więc jeszcze - jaka kara czeka?
Czy jej śmierć jest równa zabójstwu człowieka?
Czy się w Raju kiedyś spotkam gdzieś ze żmiją ?
Pokonałam węża, ponoć też tam żyją.