Bar, 2060 r.
Krzyknął nagle ktoś pijany
w barze pełnym starych gości
i ludzi dawno przegranych.
Wszyscy zgodnie się spojrzeli
bo to rzadkie bywa przecież
żeby ktoś kto dzień już przepił
nocą zdołał wołać jeszcze.
Łypnął groźnie przez płyn szklanki
pustej teraz do połowy
po czym z każdym stanął w szranki
walcząc z barem tymi słowy:
Nie zaznamy swej wolności!
Wybuchł znów, acz teraz głośniej.
Zwierz na smyczy ryczy w złości
dziki w ryku najwymowniej.
Tak, siedzimy w więzach cicho
i marzymy śmiało sobie!
Ludzi tęsknot własność lichą
plotką posyłając w obieg.
My boimy się, że wodze
losu do ręki nam dadzą.
Słaba ręka– i po tobie!
Mądre czyny wolnym wadzą.
Pytam się wiec, tu zebranych
myśli moje niosąc w darze
chociaż niewolnikiem szarym
każdy jest w tym tutaj barze.
Powie ktoś – wolność – anarchia!
Ja z pewnością się nie zgodzę.
Prawo bywa nawet w bajkach
swoi skują, zetną głowę.
Może wolność to dzieciństwo
kraj nostalgii wiecznie letni?
I kolano zdarte było
straszne jak czas bywa w te dni.
Czy wolnością śmierć jest może?
Zła koniec, bytu wszelkiego.
Nie, bo wolność którą pojmiesz
musi zawrzeć coś dobrego.
A jak wolność to potęga
siła wielka, niewzruszona?
Ciąży nań chciwości pręga
biczem krwawym wybarwiona.
Czy też to nadzieja żywa
zawsze gdzieś z naszym umysłem?
Znakiem naiwności bywa
wiecznie skuta z czczym domysłem.
A może wolnością taniec?
Warto przyjrzeć się i temu.
Tylko ile pląs ten da więc
człowiekowi kalekiemu?
Wolność może w twarzy dostrzec?
Bo ją chociaż mamy własną.
Lecz jak obcą zechcą postrzec
się zaśmieją, bądź w nią trzasną.
Albo wolną niech jest cisza
gładka samotności tafla?
Komu cień jest bratem w niszach
z serca miłość też wypadła.
Co jak wolność, to ta miłość?
Piękna byłaby swoboda
acz rozwikłać gry zawiłość
mało który pionek zdoła.
Mówca łyknął swego trunku
Ciągnął do dna, nie mógł przerwać.
Wzrokiem szukał gdzieś ratunku
dojrzał coś w co warto przegrać.
Nim kolejna myśl światłości
wpadła jeszcze mu do głowy
Przepadł w stan swojej wolności
czyli sen alkoholowy.