wypełnić szarą pustkę...
ujrzeć światło dzienne to nie jest świat rzeczywisty ani inny
ten za życia to świat zakazany zmordowany i za trudny
a zarazem i delikatny bez muślinu wstydu
kiedy zażenowany ale
bez swojej tajemniczości nie przetrwa
z pewnością nie urodziłam się żeby zostać na brzegu jak łajba
z czarną pajęczyną utkaną z nie krzyku ryby
to los zadecydował za mnie tak jak
robił to nieraz w moim dziwnym życiu
wtedy kiedy odszedłeś zrozumiałam
ten ostatni obraz z aktem nagiej ryby wyrzuconej z powrotem do morza
tamtej nocy poszliśmy spać bez jedzenia
by poznać uczucie pustki
powiedziałeś do mnie zamglony
potem jak mantrę powtarzałeś już beze mnie
zza horyzontem bywałeś często tylko z tą rybią łuską
taki bezgłośny karmiłeś nadzieją
że jestem jak woda
bo woda potrafi sobie wydrążyć drogę nawet w skale
a gdy natrafi na ślepy zaułek kąsa nowe brzegi
ona zaś jak drzewo wrastała korzeniami we mnie
jak wiśnia piła moją wodę i myła stopy
w mojej miednicy
wiedziałam że jest od ciebie przeznaczona...