Rozalii miłosny monolog o motylach, kałużach i starym zegarze(a także o nocnej koszuli, warkoczu i deskach podłogowych)
zakochać się w tobie
tak do szaleństwa
poczuć te motyle
błękitnoskrzydłe
subtelne mrowienie
w splocie słonecznym
rozkoszne napięcie
między łopatkami
być noszoną na rękach
przez kałuże bezdenne
poprawić kosmyk
twoich włosów
przed wyjściem z domu
czekać z gorącym obiadem
złożyć na czole
pocałunek błogosławieństwa
na kolejny dzień życia
a tymczasem przytulam
chłodne lico
do poduszki samotności
głowę lekko kładę na dłoniach
wybieram na ślepo punkt na ścianie
wzrok zawieszam mrugając nieznacznie
czasem wpadnie tu uliczne światło
jakiś owad zabrzęczy przy firance
i jeszcze cogodzinny taniec
starego zegara
tego samego, o którym mówię wszystkim
że dostałam od ciebie w prezencie
choć tak naprawdę się nie znamy
istniejesz gdzieś między przestrzeniami
wyobraźni
coś skrzypi - twoje kroki
po raz pierwszy zobaczysz mnie
w nocnej koszuli i z warkoczem
to tylko deski w podłodze
czasem nie mogą powstrzymać
płaczu
wypuszczą spod spróchniałych
gwoździ
słodką żywicę