Kasztany wspomnień.
W morzu liści szukałam brązowych kamyków.
To moje wspomnienia.
Suchy szelest to najpiękniejsza melodia mojego dzieciństwa.
Liściasty, bursztynowo-purpurowy dywan,
jest rozwinięty dookoła małego stawu.
Czas się cofnął, nie tylko o godzinę.
Brodząc w liściach, wypatruję kasztanów.
Ich połyskliwe skórki są widoczne,
jeśli tylko dobrze się przypatrzę i o nich myślę.
To działa jak magnes.
Same wychylają się ze swoich kryjówek
i biegną do moich rąk,
żeby przypomnieć mi rodzinne spacery.
Ja się tylko schylam i je podnoszę,
czasem poleruję rękawem.
Jest ich dużo, więcej i więcej.
Mój syn je mija i wcale nie widzi.
No tak, to nie jego wspomnienia.
Opowiadam mu o niedzielnych spacerach nad torami.
Stukot pociągu odbijał się echem od żywo-martwych ścian wąwozu .
Drzewa zrzucały na podkłady swoje różnobarwne kostiumy.
Ludziki z kasztanów wsiadały i jechały gdzieś dalej.
Bywały i zwierzątka.
Złoto rozlewało się dokoła.
Jak dziś.
Dobrze jest choć przez chwilę znowu być dzieckiem.