Moja korona
Zatem pakuję swoje kamienne traumy do worka.
Wszystkie są dokładnie przejrzane, długo je oglądałam.
Największe rozłupałem młotkiem geologa.
Koniecznie chciałam sprawdzić ich wnętrze,
zrozumieć skąd są i dlaczego muszę je nieść,
są takie ciężkie.
Spadły mi na plecy zupełnie niespodziewanie.
Najgorsze, że nie wiedziałam, że są i krzywią mój kościec.
Czasem były tak ciężkie, że szłam na czworakach, bo nie umiałam się wyprostować.
Żeby nie bolały, ubrałam zbroję:
,,nie, to nie”,
,,nie potrzebuje”.
I odcięłam się od szczęścia.
Innym razem, podobno ktoś miał mi pomóc nieść moje ciężary,
a dołożył swoje.
O nie!
Tego już za wiele.
Zatem, doświadczenia zostały skatalogowane, opisane i przetransformowane:
Na każdej traumie karteczka z wnioskiem:
- zostań przy sobie,
- i co z tego,
- jestem ważna,
- a to nie moja odpowiedzialność,
- co mi to daje;
Tworzą koronę,
już nie cierniową,
koronę mocy, sprawczości i samoakceptacji.
I przyrzekam sobie jej nie zdejmować.
Czasem jak spadnie, czy się przekrzywi, po prostu ją poprawiam i idę dalej.
Przecież jestem Królową.