ŻYCIE JAK ZDRAPKA
Lub jakiś taniec na dyskotece
Gdzie możesz skakać na dwóch łapkach
Albo na dupie w kąciku siedzieć
Siedzę za stołem choć po północy
Układam jakieś bez sensu rymy
Kraków z obrazów po ścianach kroczy
Ciepłem swym grzeje choć środek zimy
A baletnica cała w purpurze
Zalotnie oczko swoje mruży
Nikt jej w zabawie nie pomoże
I tylko czas się cholernie dłuży
Życie to nie jest z kiosku zdrapka
Lub jakiś taniec na dyskotece
Gdzie możesz skakać na dwóch łapkach
Albo na dupie w kąciku siedzieć
Tak mi się kiedyś wydawało
Lecz to już dawno było
Niczym autobus odjechało
Chociaż się jeszcze nie skończyło
Przez okno zerkam w zachodniej ścianie
A śnieg cholera bez przerwy sypie
Nie myślę już o żadnej zmianie
Ale o zwykłej ludzkiej grypie
Życie to nie jest z kiosku zdrapka
Lub jakiś taniec na dyskotece
Gdzie możesz skakać na dwóch łapkach
Albo na dupie w kąciku siedzieć
Stoję przy oknie siny i blady
Z temperaturą jak z piekarnika
Wierszami swymi zaznaczam ślady
Jak lis co skrada się do kurnika
Lecz kur już nie ma na żadnej grzędzie
Z gniazd też ktoś wybrał jaja
Wiem jutro przecież też jutro będzie
I to nadzieją mnie napaja
Tu się już kończy moja ballada
O życiu naszym twoim i moim
Spuentować teraz wszystko wypada
By się upewnić na czym się stoi
I przyznać muszę, że rację ma
Tańczący na dyskotece
Bo życie to do rytmu gra
O czym nie wszyscy chcą wiedzieć