ćmy
gdy ćmy wpadają przez okno
nikt mnie nie widzi, nie słyszy
siebie rozgłaszam w ciszy
policzę gwiazdy z nudów
doczekam się paru cudów
wymyślę historię miłosną
by poczuć się bardziej żałosną
a potem przytulę nadzieję
do lustra się roześmieję
na palcach z aniołem zatańczę
odepchnę myśli skazańcze
odkurzę swoje wspomnienia
niewarte jednego westchnieniem
i do modlitwy się złożę
cała oddana pokorze
w tej samotności mam wiarę
z nią pójdę dzielnie, najdalej
dzisiaj na ćmy ciągle liczę
jak one przy ogniu się ćwiczę.
lecz dzisiaj już się nie spalam
czasem z jasnością się scalam
z dystansem patrzę na życie
jak ćmy lubię swoje ukrycie.