Noc Listopadowa - świt
Świt blady mgły nam głaszcze, wierzbami przesiewa
gdzie bobry zalały łąkę, ścinając młode drzewa.
W strumieniu woda opadła pod mostkiem budzi się licho
przeciera oczka zaspane i kwili jak dziecko, cicho.
Wokół jeszcze spokojnie lecz już czuję w przestrzeni
pierwsze zarodki dymu co snują się przy ziemi.
Chałupy już spać przestają i zapalają okienka.
Zapewne sąsiad wstaje i przy łóżku uklęka.
Płynie modlitwa cicha sam Bóg ją tylko słyszy.
I budzi gospodarz żonę a wszystko robią w ciszy
by dzieci nie obudzić, wkładają, kalosze, kapoty
z chałupy trzeba się ruszyć, jak zwykle, do roboty.
To wszystko nasze tutejsze, łuny miasta daleko.
Warszawa pewnie śpi jeszcze w nastroju z nie tego wieku.
Ta noc listopadowa ten świt, w mgły i w wilgoć bogaty
coś mi przypomniał , jak gdybym przeniósł się z mej chaty
w tę przestrzeń o szóstej rano, gdy wpadł Wysocki do szkoły
poderwał studentów, w cud wierząc i otwierając drzwi poły
zawołał: – „Polacy wybiła godzina zemsty, –Do broni!
Dziś umrzeć lub zwyciężyć potrzeba!” Co myśleli oni?
Ruszyli, przez puste nieme miasto, niepewni w napięciu
z Łazienek do Arsenału a było ich - stu sześćdziesięciu.
Kto zważy ten ból serdeczny za Ojczyzny dolą
ten pojmie czyn kadetów zdeptanych niewolą.
Lecz rozum mu zaprzeczy, Kto i jakim prawem
porwał się na bój krwawy? Czy może niebawem
przyszłością narodu zechcą zagrać w kości i bez obawy,
jak kiedyś, wystawić na rzeź Pragę i ludność Warszawy?
Dzisiaj powstania liczymy wśród błędów historii,
bo cmentarzami się mierzą czasy naszych glorii
i tylko ruinami się szczycą polskie miasta niezłomne
i tablicami pamięci na murach - ich biedne podzwonne.
A jednak wbrew nauce, chociaż to może naiwne
jestem tam, z Wysockim i chcę ratować Ojczyznę.
W okienkach promień słońca liliowo się zieleni,
zanim szeroko rozjaśni wnętrza pokoju i sieni.
W tym świetle drzwi do sieni tajemnym się lustrem zdają
boję się je przekroczyć, bo czas tajemny trzymają;
czas duchów nieumarłych, żywych naszą pamięcią,
miłością otoczonych, przywoływanych z chęcią.
Poznaję je i rozumiem co jest za tymi drzwiami
Piotrze, choć spóźniony dwa wieki, idę, idę z Wami.
