Melancholia
poświatą bladą niczym cynfolia,
przyszła wiosenne gnębiąc umysły
pani, a imię jej Melancholia.
Siadła cichutko na ławce w parku,
chociaż deszcz prosto w jej twarz zacina.
Dreszcze zapewne czując na karku
pyta, to wiosna już, czy wciąż zima?
Chłód szronem przykrył cieniutkie włosy,
chcąc na platynę je zafarbować.
Wnerwiony sąsiad pisze donosy,
a kotom nie chce się już marcować.
W szafach śnią twardo mini sukienki,
o udach które kiedyś odsłonią,
a na ulicach swe słodkie wdzięki
dziewczyny płaszczem z uporem chronią.
Wiatr gdzieś pożółkłe goni szarości,
bocian śpi zziębły i zatroskany.
Pies ma wiosenne w nosie miłości,
gdyż jest od roku wykastrowany.
Może się jutro coś w aurze zmieni,
nagle rozkwitnie słońcem aleja,
a my pójdziemy nią przytuleni.
Dobrze, że wciąż jest w sercu nadzieja.