Odmęty absurdu
Ufałam w bezmiarze własnej naiwności,
ufać chciałam za znikomy okruch szczerości.
Teraz spadam na dno niezliczony raz
powtórny, a różny upadek na twarz.
Nie na marne zaczerpnięte słowa,
człowiek wciąż uczy się czegoś od nowa.
Niesmak, zawód przyjacielskich chwil,
przepędziły ufność, na tysiące mil.
W pustostanie chmurnych myśli,
dobra wróżba niech się ziści.
Zamierzchłych czasów wymazując zło,
by na poczekaniu przeniknęło w tło…